sobota, 21 lutego 2015

Chapter III

Pamiętaj, dziecko,
jak piękne by nie były wspomnienia,
nie wolno żyć tylko nimi.
Olga Gromyko – Wiedźma opiekunka. Część 1

16 lipca , 25 sierpnia, 26 sierpnia ,

 New Jearsy, Londyn.



          Dziewczyna wstała z wielkiego łoża, można by rzec,  małżeńskiego i ruszyła w stronę balkonu. Otworzyła go  i bosymi stopami znalazła się na werandzie. Oparła się o barierkę i wzięła głęboki oddech. Spod ławki ,która stała tam wyciągnęła opakowanie tabletek. Dwie zielone ampułki znalazły się w jej dłoni lecz po chwili znalazły się w jej buzi. Pozwoliła by tabletki musowały lekko pod językiem. Oparła się o ścianę i zjechała powoli po niej i podciągnęła kolana pod brodę. Mimo ,że był połowa lipca nocne powietrze było mroźne. Dziewczyna robiła się coraz bardziej senna, aż w końcu jej oczy się zamknęły. Pierwsze promyki słońca wstąpiły na jej twarzy, jakby dodając jej otuchy. Jednak ona się nie obudziła, śniła bez snów gdy słońce łagodnie wschodziło ponad budynki.


***


          Chłopak z burzą loków wiercił się na atłasowej pościeli. Zdenerwowany skopał kołdrę na podłogę, a wszystkie poduszki wylądowały w tym samym miejscu. Zwinął się w kłębek, jednak to nic nie dało. Potrzebował tego. Potrzebował tego jak narkotyku. Wstał i podszedł do komody. Otworzył szufladę i wygrzebał oczekiwane przedmioty. Wziął to w dłonie i położył się na łóżku. Odkręcił zgrabnie butelkę brandy, pociągnął z niej kilka większych łyków i otworzył pudełko. Na samej stercie zdjęć był pukiel włosów. Opuszkami palców musnął go po czym podniósł je pod nos. Zaciągnął się nim jakby był to jego ostatni oddech. Zapach który kiedyś był wyraźny już praktycznie wywietrzał. Odłożył butelkę na stolik wraz z pudełkiem. Pozostawił tylko pukiel. Wpatrywał się w niego, aż w końcu jego powieki się zamknęły i powrócił do sennych marzeń, których nie będzie pamiętał….

***


         Lottie  rozejrzała się po pokoju czy wszystko znalazło się w pudłach. Jeszcze raz zajrzała za szafę i pod łóżko . Jednak nic tam nie znalazła.  Ruszyła w stronę balkonu. Oparła się o barierkę i przypatrywała się, jakże dobrze znanym ,wysokim budynkom. Przymknęła oczy, a wiatr przeczesał jej włosy. Oplotły ją silne męskie ramiona. Brunetka zassała powietrze a mroczki pojawił się jej przed oczami.


-Tato ! Tato, puść mnie! Chcę na ziemię!- krzyknęła dziewczynka wymachując nóżkami w powietrzu. Mężczyzna ze śmiechem okręcił się wraz z nią.-Tato, no! Spóźnię się!
-A dokąd ,moja panno?- od powiedział jej głęboki baryton .
-Nie interesuj się! Jestem już duża!- burknęła brązowowłosa. Poprawiła swoją sukienkę i przygładziła z grymasem włosy. Ojciec przykląkł przy małej, pogładził po policzku.
-Cieszę ,że jesteś duża, ale zawsze pozostaniesz moją małą Tie. –Jego twarz rozjaśnił uśmiech.
-Tatoooo…- przekręciła oczami, cmoknęła przelotnie szorstki policzek i pobiegła w stronę furtki.
-Lott!- zawołał ,a dziecko się odwróciło- Pozdrów go!- dziewczynka spłonęła rumieńcem i pognała w bliżej nieokreślonym kierunku.


-Charlie!- chłopak delikatnie klepał policzki bladej Lottie. Uchyliła powieki patrząc na niego zamglonym wzrokiem. W chwili gdy dziewczynę napłynęły wspomnienia, jej ciało zwiotczało ,chłopak powoli osunął ją na zimne kafelki balkonu. Zmartwiony przypatrywał się jej rysom twarzy wypatrując jakichś niepokojących oznak.
Zielonooka z pomocą Adama usiadła.
-Musisz skontaktować się z lekarzem, Charl.- odezwał się chłopak.-To już czwarty raz w tym miesiącu.
-Mówili ,że coś takiego może się zdarzać.- napomknęła , wtuliła się w chłopaka ,a on otulił ją ramionami przyciskając ją do siebie bliżej.
-Chcesz o tym pogadać?- wyszeptał w jej włosy, ona jedynie przecząco pokręciła głową.


***


       Zatrzasnął drzwi od samochodu. Krocząc przez zboże rozglądał się . Nic się nie zmieniło. Ręce zwiesił ,luźno by mogły zahaczać o złociste zboże. Podtykał się momentami o kamienie ,które były na polu. Teren zaczynał się obniżać. Słońce prażyło mu twarz i ręce. W końcu zobaczył jezioro, zagryzł wargę by  się nie uśmiechnąć. Doszedł do brzegu i zaciągnął się głęboko powietrzem. Szedł wzdłuż brzegu. W końcu zobaczył stary domek nie należący do nikogo. Zdjął buty wraz ze skarpetami. Ściągnął przez głowę koszulkę, odpiął spodnie ,a one zjechały na ziemię. Podszedł do brzegu, jego palce u stup połaskotała ciepła woda. Jego twarz rozjaśnił uśmiech. Wszedł powoli do wody , zanurkował.


-Nie, Harry! Nie rób tego!- zapiszczała dziewczynka ciągnięta przez chłopaka w stronę wody.


Wynurzył się, wciągnął powietrze po czym znowu zanurkował.


-Nie będę się do ciebie odzywać! Harry!- powiedziała roześmiana nastolatka. Chłopak opryskał ją wodą, śmiejąc się z jej miny.


Kolejny wdech i nurkowanie…


-AAAA- krzyknęła dziewczyna wpadając do wody ,a tuż za nią chłopak.


       Wynurzył się , biorąc kolejny oddech usłyszał cichy szmer za nim. Zaalarmowany odwrócił się i zobaczył starszego mężczyznę pochylającego się nad jego stertą ubrań.
-Ej!- wykrzyknął.
Przestraszony facet spojrzał na niego, zebrał szybko jego rzeczy i zanim Harry wyszedł z wody , cuchnący gorzałą mężczyzna odbiegł zagłębiając się w lesie.
-Kurwa!- przeklął zielonooki i pochylił się nad trawą poszukując czy przypadkiem nic nie wypadło.  W zaroślach znalazł tylko kluczyki od samochodu.


Przynajmniej to.


      Przemknęło mu przez myśli. Przemoczony , na samych bokserkach ruszył w stronę skąd przyszedł. Jednak już się nie uśmiechał, słońce już zachodziło, a z północy powiał zimny wiatr. Chłopak zadrżał. Uśmiech z twarzy dawno zszedł, a samo ciało jak i dusza skurczyła się do niemożliwie małych rozmiarów.


***


        Dziewczyna ze smutnym uśmiechem rozejrzała się po nowym mieszkaniu. Zaniosła pudło trzymane w dłoniach do kuchni.  Westchnęła cicho. Wyszła z pomieszczenia i znalazła się jadalni, a kilka schodków niżej mogła zobaczyć  czarny fortepian i przeszklone trzy ściany z widokiem na basen, jednak za nim widok się urywał nagle i można było zobaczyć już w oddali las. Lott powoli zeszła po trzech schodkach, musnęła palcami fakturę pianina, po czym otworzyła drzwi od tarasu. Przeszła koło basenu i stanęła na skraju urwiska nad którym mieszkała. Pod nią było ogromne jezioro otoczone z lewej strony zbożem lecz z prawej jak i przodzie ,lasem. Przypatrywała się z zapartym tchem jak słońce powoli zachodzi chowając  się za wzgórzami po drugiej stronie, zabierając przy tym też jej uśmiech i spokój ducha….


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tym, tym, tym…. Więc przybywam z nowym rozdziałem, który praktycznie nie trzyma się kupy. Jest dość… Osobliwy ,że tak powiem, jednak przypadł mi nawet do gustu. Niestety jest króciutki!
Napisałabym coś więcej ,ale jestem strasznie zmęczona, a głowę mam tyloma rzeczami zawalonymi, że odechciewa mi się żyć.
W dzisiejszym rozdziale dowiadujecie się troszkę o bohaterach, jednak nie wszystko jest tak jakby było. Musicie nauczyć się czytać między wierszami, drogie dzieci J Rozdział napisany w humorze jaki mam. Czyli… Musicie sami to już ocenić J
Dobrej nocy ,życzę.
Ada.xox
Ps. Może znacie kogoś kto mógł by wykonać ładny szablon na bloga? Normalnie straszy. -,-
Ps.2 Wprowadzam zasadę : czytasz= komentujesz 


Jeśli przeczytałaś/eś proszę pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Daje mi on mnóstwo motywacji i szeroki uśmiech  ♥


poniedziałek, 9 lutego 2015

Chapter II


– Nie chcę być mężczyzną – oświadczył Jace. – Chcę być gniewnym nastolatkiem,
 który nie umie poradzić sobie z wewnętrznymi demonami
 i dlatego wyżywa się werbalnie na innych.
Cassandra Clare – Miasto Popiołów
15 lipca, godz. 10.37, New York

         Znajduję się w Atlantic Records *. Jestem obserwowana przez trzy osoby w ciasnym pomieszczeniu. Siedzę na niewiarygodnie niewygodnym krzesełku połączonym ze stolikiem. Przed sobą trzymam kilkudziesięciostronicowy test który muszę zdać na chociażby 60 procent. Jest tu niesamowicie gorąco, przez co zdjęłam marynarkę ,a przez moją białą bluzkę prześwituje koronkowy stanik za 45$ z Victoria's Secret . Wzrok dwóch mężczyzn już w zaawansowanym wieku wżynają wzrok w mój dekolt ,a kobieta ,która mogła by już mieć wnuki siedzi wyprostowana z przylepionym ,krzywym uśmiechem. Moja dolna warga jest atakowana prze zęby, idealnie wykonany manicure jest już do połowy zdrapany, a nogi drżą .Tępo patrzę na pierwszą stronę testu, napisy rozmazują mi się przed oczami ,a dłoń w której trzymam długopis jest spocona.

Niedojda.


***
- I jak ci poszło?- pyta mnie Adam ,oplatając mnie rękoma wokół mojej tali .
-Strasznie…- spojrzałam na niego smutnym wzrokiem.
        Znajduję się w tej chwili w moim pokoju. Mój chłopak siedzi na łóżku, a ja stoję nad nim. Patrzy się na mnie badawczym wzrokiem doszukując się czegoś więcej . Jego ciepłe kciuki znaczą jakieś wzory na moich biodrach. Z westchnieniem , siadam na nim  okrakiem i wtulam twarz w jego szyję.
-Nie chcę cię tu zostawić.- mruczę . On jedynie ściska mocniej moje biodra.
-Nie takie odległości i przerwy nas dzieliły.- Odchyla mnie i patrzy mi w oczy.
-Tak, ale… Ugh! Po prostu nie chcę tam jechać.- szeptam i wplątuję swoje palce w jego włosy.
        Mieszkaliśmy kiedyś w Beaverton. Trafiłam tam w wieku trzynastu lat. Mieszkała tam moja ciotka, która z łaskawości serca zaadoptowała mnie.
       Straciłam pamięć po wypadku samochodowym. Jako jedyna przeżyłam cudem. Zginęli moi rodzice oraz młodszy brat. Kierowca ,który spowodował wypadek , wyszedł z tego tylko ze złamaną ręką. Ja, walczyłam o życie w szpitalu. Po trzech tygodniach , trzech dniach i ośmiu godzinach, o których powiadomił mnie chłopak w moim wieku ,o imieniu Harry. Mówił ,że jest moim przyjacielem , jednak nie pamiętałam go, ani moich rodziców, ani brata. Nikogo.
       Wyjechałam do ciotki. Chciałam stworzyć nowe wspomnienia. Jednak żałuje ,że straciłam kontakt z kędzierzawym chłopcem . Dopiero w wieku czternastu lat trafiłam do szkoły w Beaverton. Wszyscy w szkole już o mnie wiedzieli. Middle High School stał się największym moim życiowym utrapieniem. Nie mogłam się odnaleźć, czułam się zagubiona i samotna. Jednak w High School dopiero sprawa z moim pojawieniem się i całą moją historią przycichła.  Mimo ,że z Adamem chodziliśmy do tej samej szkoły , nie znaliśmy się. Ja nie byłam nikim szczególnym, nie byłam KIMŚ, byłam szarą myszką z garstką znajomych, zakręconą na punkcie muzyki i jej tworzenia. Poznaliśmy się w sposób ,w który nikt się nie spodziewał.              Byłam tak zainteresowana muzyką, że nagrywałam różne filmiki jak gram. Oczywiście nie wstawiałam ich nigdzie. Moja ciotka je odkryła i w lato gdy skończyłam szesnaście lat wysłała jedno do pary narzeczonych, którzy mieli się niedługo pobrać. Szukali muzyków ,którzy mieli by zagrać na ich weselu. Przyjęli mnie. Jednak nie tylko mnie .Shooting Star- nikt spoza Portland nie słyszał o kapeli, Adama. Jednak już zaczynali robić szum wokół siebie . Mieli być kapelą prowadzącą, ja miałam grać jedynie na początku i w przerwach zespołu. Niesamowicie się denerwowałam. Miałam złożyć na początku życzenia młodej parze wraz z kapelą, a potem zagrać swoją własną piosenkę .

*Retrospekcja*

   „Miętoszę kawałek mojej sukienki. „Życzę wam wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia….”  Powtarzam cały czas.
-Nie dam rady.- wyjękuję cicho. Zostały jeszcze dwie minuty zanim wejdę na scenkę. Nagle ktoś dotyka mojego ramienia. Odwracam się i widzę uśmiechniętego Adama.
-Co ty na to bym jednak złożył życzenia …- mówi zastanawiając się jak mam na imię.
-Charlotte.- szybko odpowiadam.
-Wiec, Charlotte… Mam to zrobić?- pyta. Kiwam szybko zawstydzona swoim brakiem odwagi, spuszczam  głowę.
-Ej.- łapie mnie za ramie, a patrzę na jego usta.- Nie przejmuj się, pierwszy raz jest najgorszy , potem Cie to wkręci…- zaśmiał się, a ja spłonęłam jeszcze większym rumieńcem.  Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę sceny. Ja zasiadłam za pianinem, a on stał przy mikrofonie i składał życzenia , rozbawiając gości swoimi anegdotami. – Więc, bądźcie wyrozumiali dla tej dziewczyny. W końcu to jej pierwszy raz... –odwraca się do mnie i puszcza oczko, a widownia chichocze. –Lottie…- Odzywa się. Zaskoczona patrzę na niego. Pierwszy raz ktoś  używa zdrobnienie mojego imienia.- Są cali twoi.- posyła mi pocieszający uśmiech i schodzi ze sceny, pozostawiając mnie samą.
Goście weselni wraz z młodą parą wpatrują się we mnie. Biorę głęboki wdech po czym naciskam klawisze instrumentu. Zamykam oczy. Wydobywam z siebie czysty dźwięk w postaci słów.”

*Koniec retrospekcji*

      Od tego czasu zaczęliśmy się kumplować, Bred , który również należał do zespołu stał się moim przyjacielem. Z Adamem miałam delikatne relacje, rumieniłam się za każdym razem gdy się do mnie się uśmiechnął . Często pomagał mi w tworzeniu to, nowych utworów. I pewnego dnia staliśmy się parą. Kapela zostawała coraz bardziej rozchwytywana. Koncerty w Portland , Seattle. Cóż dla początkującej pary nie były łatwe rozstania . Jednak to chyba sprawiło ,że byliśmy inni niż inne pary. Gdy był w Beaverton spędzaliśmy każdą chwilę ze sobą. Było magicznie. Nadal jest…
-Lottie… Nie odpływaj…- Adam, pocałował mnie w obojczyk odrywając mnie z rozmyśleń. Oparłam głową o jego ramię.- Wspominałem ci ,że będziemy tworzyli nowy singiel?- odchyliłam głowę i na niego spojrzałam . Uśmiechnęłam się szeroko.
-To świetnie! Mam już kilka świeżych utworów dla was…- podekscytowana wstałam i podeszłam do biurka. –Gdzieś one tu były…- mruknęłam.
-Nie chcę byś marnowała swoje genialne utwory na taką przeciętną kapelę, Lott- powiedział i przytulił mnie od tyłu. Obróciłam się w jego stronę.
-Nie bądź ,głupi.- zmarszczyłam brwi.- Tych utworów mam od cholery, a wy jesteście wyjątkowi. Ty jesteś i zasługujesz na najlepsze….
-Oj zamknij się już.- przerwał mi i wpił się w moje usta.

***

*Nobody’s POV*

      Kelner postawił koło niego kolejnego drinka, którego niemal natychmiastowo chłopak przelał do ust. Harry czuł się podle sam ze sobą i musiał oderwać się od tego nieczucia. Chciał poczuć cokolwiek. Poczuć kogoś. Kogokolwiek. Chciał poczuć znowu, że żyje.
Wszystko co posiadał, pieniądze, sława, nie dawały mu tego czego pragnął. Tego kopa, który pchał do przodu. Był kimś , któremu zazdrościli. Był przecież gwiazdą! Czego tu nie zazdrościć? Uważał ,że nie ma czego. Był wyprany z emocji ,czuł się pusty.
Przyszedł do klubu wraz ze znajomymi, przyjaciółmi , ale czuł się w pewien sposób samotny. Dlatego pozostawił ich i poszedł do baru. Wiedział ,że alkohol, nie jest rozwiązaniem , jednak cieszył się chwilą gdy pozwalał mu oderwać się od tej szarości, która go otaczała.
    Miał nadzieję ,że któraś z dziewczyn , które wlepiały swoje oczy w niego, wypełni tę pustkę, która była w nim. Chociaż na chwilę, chociaż jedną noc…
Wiedział ,że tego typ dziewczyn ,które patrzyły na niego jak na kawał mięsa i śliniły się jeszcze bardziej gdy spojrzał na nie dłużej niż kilka sekund, nie kochały się w nim , tylko w jego sławie. Nie pragnęły go, tylko jego pieniędzy. Taka znajomość nie miała szans.



Skoro wiesz jak to się skończy, to czemu w to się bawisz?



Ostatni raz, obiecuję.


         Obiecuje sobie . Uśmiecha się do długonogiej brunetki ,która wpatrywała się w niego ,od dłuższego czasu. Ona podchodzi do niego ruszając kusząco biodrami, uśmiecha się flirtualnie i opiera ręce na udach Stylsa.
-Izabella ,jestem.- mruczy mu do ucha .
-Piękne imię, dla pięknej dziewczyny.- odpowiada wpatrując się w jej dekolt. Brunetka chichocze.
-Nie widziałeś wszystkiego.- rzuca kokieteryjnie.
-Ach ,tak? –unosi brew.- Może chciałabyś mi pokazać?-  Dziewczyna rumieni się na te słowa i zagryza wargę.

***

       Znajdują się w windzie. Harry przypatruje się brunetce na drugim końcu widny.
-Pięknie wyglądasz.- mówi . Chciał by móc powiedzieć jej imię, ale nie jest teraz nawet pewien czy w ogóle się przedstawiła. Była taka sama jak reszta kobiet z którymi sypiał : podekscytowana następstwem wydarzeń, z rozchylonymi ustami i oczami pełnymi iskier. Doskonale wiedziała jak to się skończy, gdy dotrą do jego mieszkania, najpierw ją rozbierze i siebie , a potem będą uprawiać seks . To miało być wszystko co się stanie .Potem ona wymknie się w nocy ,a on obudzi się znowu sam .
Następnego ranka prawdopodobnie będzie pluł sobie w twarz , a poczucie winy dopadnie go. Jednak w tej chwili , w tej windzie jego czuła strona ucichła ,zagłuszona przez wewnętrzną bestię która żyje w każdym mężczyźnie.
     Dziewczyna naprzeciwko wierciła swoje ciało próbując w jak najlepszym świetle ukazać swe wdzięki.  „Przypadkowo” jej bransoletka ześlizgnęła się z nadgarstka, a ona schyliła się po nią prężąc ciało w jak najbardziej seksowny sposób.  Być może kiedyś uznał by to za seksowne , lecz od powstania One Direction uważał to za po prostu , nudne.
Patrzał na nią znudzonym wzrokiem , zastanawiając się jedynie co kryje pod niewiarygodnie krótką sukienką.  Ona podeszła do niego napierając na niego ,złapała go za ramię.
-Masz bardzo umięśnione ramię, Harry.- wymruczała. On jedynie wymusił swój uśmiech i zagryzł wargę. Powstrzymywał myśli ,które opisywały najgorszymi epitetami dziewczynę. Złapał ją w tali , przyciskając ją mocniej do swojego ciała. Nie miał najmniejszej ochoty na rozmowę, a tym bardziej na niepotrzebne uprzejmości i komplementy. Domagał się tylko spełnienia w kobiecie.
     Jego dłoń zjechała na prawy pośladek ,a brunetka głośno zawyła i ścisnęła mocno jego ramie, na co z jego gardła wydobył się zwierzęcy pomruk. Kiedy jego mózg formował obraz jej i jego uprawiający seks na jednej ze ścian widny ,ona z charakterystycznym dźwiękiem otworzyła się. Dziewczyna pociągnęła go w stronę jedynych drzwi w holu.
-Masz kluczyki?- wyjąkała gdy on naparł na nią i przycisnął do drzwi.
-W przedniej kieszeni ,spodni.- odpowiedział. Ona z cwaniackim uśmiechem powoli zjechała ręką w dół do ich przyciśniętych miednic. Wsunęła rękę do kieszeni ocierając się o jego rosnący członek boleśnie napierający na zamek w spodniach.  Wyjęła kluczyki i wsadziła je do zamka i przekręciła.
      Wpadli do mieszkania.  W szybkim tempie pozbyła się jego ubrań. Mimo ,że dziewczyna miała ochotę ściągnąć już w windzie jego spodnie, w jego mieszkaniu nie hamowała się tylko do nich.
Z każdym oddechem  wpijał się w jej wargi coraz z większą siłą. Przycisnął ją do ściany biodrami ,by poczuła jak bardzo on tego chce. Jak bardzo pragnie kobiety by zapomnieć o samotności jaka ogarnia go codziennie,  która wypala bolesną dziurę w jego sercu.
      Zjechał na jej szyję, boleśnie ją ssając i kąsając przy akompaniamencie jej głośnych jęków.  Ręką wymacał zapięcie sukienki i powili ją rozpinał. Pozwolił sukience zjechać i przyjrzał się jej pełnym piersią.  Jedną ręką zdarł z niej koronkowe majtki , a drugą złapał za pierś. Słyszał jedynie jej urywany oddech, gdy zjechał ustami na jeden z sutków.
-Proszę, Harry…- wyszeptała jedynie, pochłonięta pożądaniem.  Złapał ją pod udami ,a ona podciągnęła się na jego ramieniu. Zrobił kilka kroków i rzucił ją na kanapę.
      Pochylił się nad nią i spojrzał w jej oczy. To go zmieszało. W jej oczach widział strach. Tyle razy go widział w oczach przeróżnych kobiet. Brunetka wpatrywała się przerażona w Harrego Stylesa z One Direction ,który nie był już tym słodkim chłopakiem, na białym koniu, że nie będzie się z nią kochał tylko faceta który rzuca nią jak dziwką i pędzie ją pieprzył.  To spojrzenie przywróciło mu trzeźwość myśli, już wiedział ,że nie może jej tego zrobić, że kolejnej nocy będzie sam.
-Wynoś się. Zabierz swoje rzeczy i wynoś się. Nie chcesz tego. Ja też.-



Bo nie dam rady , nie chcę zrobić ci krzywdy


- pomyślał. Wstał z niej i skierował się do kuchni. Słyszał jej zduszone chlipanie w salonie jak się ubierała.     Gdy w końcu usłyszał trzaśnięcie drzwiami wypuścił ze świstem powietrze z ust. Otworzył lodówkę i wyjął butelkę schłodzonej  wódki. Odkręcił butelkę i pociągnął porządnego łyka. Skrzywił się na gorzkawy smak napoju i ciepło ogarniające jego gardło.
-Kurwa!
     Rzucił butelkę na przeciwległą ścianę ,a ona rozprysła się na tysiące kawałeczków zalewając ścianę oraz podłogę. Powoli osunął się po lodówce ,chowając twarz w dłonie.

_____________________________________________________________________________________

* Atlantic Records (Atlantic Recording Corporation) – amerykańska wytwórnia płytowa będąca własnością Warner Music Group.
Hmmm… Mam ferie i wierzcie trudno mi było zmotywować moją dupę do napisania tego rozdziału.
Jednak się udało. Rozdział nie bardzo mnie się podoba , chociaż mam nadzieję ,że wam chociaż trochę przypadnie do gustu.
Pozdrawiam.
Ada.xoxo