sobota, 21 marca 2015

Chapter V


Dobrze widzi się tylko sercem.Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
~ Mały Książe

1 wrzesień, Londyn

      Chłopak ponownie nachylił się nad ubikacją . Jedną ręką podtrzymywał sobie loki spływające na jego spocone czoło i wlatujące mu do ust. Drugą trzymał się uporczywie sedesu.
Odetchnął głęboko.
      Louis poszedł sobie już jakiś czas temu, zostawiając go samego. Rozmawiali długo, nie obeszło się oczywiście bez podniesionych głosów i końcowego   S P I E R D A L A J.  Kędzierzawy na samą myśl konwersacji  nachylił się charcząc, plując wymiocinami. Smród wymiocin sprawiał ,że bardziej chciało mu się rzygać ,a oczy wypełniały się łzami.  Odruch wymiotny spowodował dławienie się własną śliną. Harry oparł czoło o zimną porcelanę ubikacji. Podtrzymując się ściany wstał. Nogi zadrżały mu ,a przed oczami pojawiły się mroczki. Klapnął ponownie na tyłek. Odczekał chwilę ponownie wstając lecz wolniej. Trzymając się ściany dotarł do umywalki. Odkręcił wodę. Nabrał ją w dłonie i chlusnął sobie w twarz. Ponownie po nią sięgnął tym razem by wypłukać usta. Zakręcił wodę i oparł się o umywalkę. Spojrzał w lustro.
       Jego odbicie ani trochę nie różniło się od pierwowzoru. Loki sięgające mu do końca karku , troszkę prostsze niż kilka lat temu. Mokre lepiły mu się do twarzy. Usta miał tak samo wydatne, zaróżowione i miękko zaokrąglone  jak kilka lat temu. Spróbował się uśmiechnąć. Tak samo jak parę lat temu pojawiły się dołeczki. Jednak oczy… Nie to nie były te same oczy co kiedyś. Nadal widniała tam ta sama soczysta zieleń z żyłkami szarości, jednak … Nie te oczy były inne.
      Sięgnął po szczoteczkę by pozbyć się smaku wymiocin jednak gdy pomyślał sobie o miętowym smaku pasty od razu odłożył szczoteczkę  z grymasem.
      Rozebrał się i wszedł do dużego prysznica. Odkręcił wodę i pozwolił kroplom spływać po jego nagim ciele.

*

      Szedł ciemnymi uliczkami  ze wsadzonymi rękoma w kieszeniach kopał co popadnie.  Z daleka zobaczył stację . Przyśpieszył kroku.
 Nagle potknął się o coś. Poleciał do przodu i upadł na twarz. Małe kamyczki boleśnie wbiły mu się twarz.
- Co do cholery… - mruknął do siebie.  Usiadł i otrzepał ręce, podparł się na nich. Jedna z nich nacisnęła na coś miękkiego i lepkiego. Wzdrygnął i spojrzał na tą rzecz. Była to dłoń, ludzka dłoń umazana jakąś ciemną mazią. Zdusił w sobie krzyk zakrywając usta ręką. Drżącymi rękoma rozsunął krzaki. Ujrzał leżące ciało. Cała twarz była zmasakrowana i we krwi. Spojrzał w dół . Ciało to było nie odziane , całe umazane krwią wydobywającą się z głębokich ran ciętych.
      A on w ciągu ostatnich dwunastu godzin , zwymiotował sobie na spodnie…

***

       Dziewczyna wysiadła z pojazdu i przyjrzała się bliżej wielkiej i starej posiadłości ,która była przed nią. Obrośnięte bluszczem mury i ogromne drzwi przyprawiły ją o dreszcze.
-Do zobaczenia Henk.- Odezwała się do łysego mężczyzny w sile wieku.
-Za trzy godziny.- wychylił się i uśmiechnął się do niej pocieszająco. Henk to bardzo miły człowiek.
          Dziś z rana podjechał pod jej dom mówiąc ,że będzie jej szoferem. Będzie woził ją do szkoły i z powrotem. Podobno każdy uczeń dostał takiego szofera. Jednak nadal ta myśl ją zawstydzała.
Patrzyła przez chwilę jak Hackney* odjeżdża , po czym na miękkich nogach ruszyła w stronę drzwi.  Podniosła rękę na mosiężną klamkę gdy ktoś ją wyprzedził.
-Pani, pozwoli.-  dobrze znany jej szatyn uśmiechnął się do niej szeroko. Sama uśmiechała się jak głupia do niego.
-Dziękuje, panie Booth.- zagryzła wargę by się nie roześmiać.
-Nie wiem jak pani, ale ja ma déjà vu (czyt. deża-wi).- wyszeptał dziewczynie do ucha, gdy przepuszczał ją w drzwiach. Zaśmiała się .
-Do prawdy , ma pan racje.- błysnęła mu uśmiechem.
        Równo stanęli patrząc  na „szkolny” korytarz.
-Czy tylko ja mam wrażenie ,że jestem w filmie X-Men?- odezwał się głos koło niej. Pisnęła i uściskała szczupłą brunetkę.
-Emma!- kolejny raz pisnęła swoim wyuczonym brytyjskim akcentem przyciskając mocniej ciało dziewczyny.
-Ciebie też miło widzieć Pixie.- zaśmiała się jej do ucha.
Blond włosa odsunęła się od Emmy i pozwoliła by Douglas również mógł dziewczynę przytulić. Gdy chłopak oderwał się od Wotson koło nich pojawił się mężczyzna ubrany w czarny frak.
-Pozwolą państwo ,że oprowadzę was po placówce, a następnie poprowadzę do auli . Rozpoczęcie zacznie się równo o jedenastej. Do was dołączy jeszcze siedem osób. Będziecie jedną grupą i będziecie moim podopiecznymi.  Takie grupy jak wy będzie jeszcze trzy. Zwracajcie się do mnie jak chcecie. Nazywam się Edward. – skończył przyglądając się im uważnie .
Oni kiwnęli głową i stali w ciszy.
-Heeey! – Odezwał się za nimi damski głos z mocno amerykańskim akcentem.  Odwrócili się równo i zobaczyli krótko obcięto blondynkę.
-Miley! – odezwa się zbyt wysokim głosem Emma , zatopiona w uścisku Cyrus. Z entuzjazmem blondynka zaczęła wszystkich  przytulać, jednak na chłopaku najdłużej się zatrzymała.
Emma wywróciła oczami do Pixie i pokazała jej odruch wymiotny. W tej samej chwili wbiegła jeszcze jedna dziewczyna , o imieniu Selena. Tym razem była bardziej serdecznie i mniej sztucznie przywitana.
-To na kogo czekamy jeszcze?- Odezwała Victioria* .
- Na panów z…- nie dokończył przez gwałtowne przybycie czwórki chłopaków. Odchrząknął. –Na panów z One Direction, ale widzę ,że nie są w składzie.- Uniósł brew.
Vic uważnie się im przypatrywała. Z tego co pamiętała w zespole było pięciu chłopców, była tylko czwórka. 
      Chłopak ścięty prawie na łyso odchrząknął i spojrzał nerwowo na Edwarda.
 -Przepraszamy, Harry ma problemy z żołądkiem.- Odezwał się pocierając ręką kark.
Blondynce przypomniał zagubionego szczeniaczka. Usłyszała śmiech i przeniosła wzrok na blondyna ,który  śmiał się zakrywając usta ręką. Na sam widok wszedł na jej usta zarys uśmiechu.
Po wszelkich grzecznościach, zdenerwowany opiekun ponaglił ich by ruszyli za nim.

*

-Więc tutaj już się żegnamy na chwilę. Proszę wejść do auli, ja poczekam tutaj. Po skończonym apelu znajdę was i zaprowadzę na podjazd, a teraz proszę wejdźcie.- Otworzył drzwi i zapraszając gestem dłoni wprosił ich do środka.
        Weszli do auli oszołomieni. Piękne witraże zdobiły ścinany wraz z girlandami.
-Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam …- mruknęła Pixie.
- Dziwne , ale piękne. Patrz tam jest mój bóg.- odezwał się mulat wskazując na jeden z witraży. Rozpoznała go jako Allacha powracającego z Mekki. Uśmiechnęła się delikatnie patrząc jak mulat patrzy się na witraż i porusza ustami w cichej modlitwie.
       Usiadła w  ławce przy Emmie ,która również zmawiała modlitwę. Siedziała cicho rozglądając się. Na podest wszedł czarnowłosy mężczyzna.
       Ceremonia się rozpoczęła ,a blondynka czuła się przytłoczona przez wzrok wszystkich możliwych bogów na tej Sali. Jednak nie było jej boga, który mógł by ją z tond wyciągnąć.

*

      Szkoła oficjalnie się zaczęła. Edward zaprowadził ich na podjazd gdzie czekały już na nich taksówki . Pożegnali się wszyscy ze wszystkimi i odjechali do swoich domu.
Jedynie Pixie została prosząc swojego kierowcę by poczekał jeszcze na nią. Odeszła i ponownie weszła do budynku. Rozejrzała się po korytarzu, nikogo nie było.  Ruszyła długim korytarzem po czym skręciła w prawo gdzie był krótki odcinek do przejścia by złapać za klamkę drewnianych oprawionych  w mosiądz drzwi. Chwyciła za klamkę i mocno pociągnęła. Oślepił ją snop światła.             Przymrużyła oczy. Jej nogi stały się jak z waty , ręką podtrzymała się framugi.
-Nie było cię tu.- odezwała się szeptem. Postać mimo ,że stała kilka metrów przed nią , usłyszała ją.
-Cały czas byłem.- odezwał się ochrypły głos , na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
-Nie prawda, nie było cię tu, nie było! Nie kłam!- powiedziała już głośniej. Sylwetka się zatrzęsła od śmiechu i odwróciła się do niej przodem.
- Czyżby? To jakim cudem jestem teraz tu?- zielone tęczówki wierciły w jej duszy dziurę.
   Blondynka w spazmach łapała powietrze, oczy zaszkliły się przez mały dopływ powietrza.
-Panienko, wszystko dobrze?- odezwał się głos za nią. Krzyknęła i odwróciła się. Za nią stał starszy mężczyzna we fraku.
Wszystko minęło, spazmy ustały i mogła głęboko wziąć w płuca powietrze. Odwróciła się za siebie ponownie patrząc na ołtarz gdzie stała postać. Właśnie stała. Przełknęła ślinę.
-T-tak.- wydukała. I nadal na miękkich nogach ruszyła w stronę wyjścia

*********************************************************************************

* Hackney- nazwa brytyjskich taksówek.
*Victoria Louise Lott- to jest prawdziwe imię Pixie Lott.:)
Soooł dziś flaki z olejem.  Nie jestem zbytnio zadowolona z tego rozdziału. Hmm… Pewnie zauważyliście ,że jest nowy szablon!  Ładny prawda? J
Co jeszcze, co jeszcze…. Hm już wam wcześniej zrzędziłam ,że szkoda ,że nikt nie komentuje. No, ale nic nie zrobię J. Jednak im jest więcej komentarzy tym szybciej jest rozdział! Pamiętajcie.
Ach! I dostałam staż na Dolinie Zwiastunów! Nawet nie wiecie jak się cieszę! Po prostu WOW! 
Dobra, to chyba tyle. J Do napisania!
Pozdrawiam.

Ada.xox

niedziela, 15 marca 2015

Zwiastun + przeprosiny

No hej!
Więc pewnie zauważyliście nie pojawił się rozdział. Jednak ma strasznie zawalony 'grafik'. Poza tym robiłam filmik na bloga. Jest to .... filmik który ukazuje jak to wszystko się stało ,że teraz jest tak(?) .Sama nie wiem jak to wytłumaczyć :)
Jestem też zawiedziona ponieważ pod ostatnim rozdziałem było aż 60 wyświetleń. I na pewno nie były to przypadkowe kliknięcia , ponieważ są to od bohaterów do rozdziału 4 wyświetlenia. Przykro... Bo piszę to też dla was. Nie będę was już zanudzać, więc życzę dobrej nocy. :)



Ada.xoxPozdrawiam.
PS. Piszcie co uważacie o tym filmiku! ;)
EDIT: Włąsnie go poprawiłam by był lepszy :)

niedziela, 1 marca 2015

Chapter IV

Rozdział zawiera sceny erotyczne ,czytasz na własną odpowiedzialność.
Jeśli nie chcesz tego czytać możesz spokojnie ominąć notkę.



  Najważniejsze spotkania odbywają się w duszy,
 na długo przed tym,
 nim spotkają się ciała.
Paulo Coelho -Jedenaście minut
26/27 sierpnia, Londyn
  
       Siedziałam oparta o szafkę kuchenną trzymając kubek zimnej herbaty. Podniosłam kubek do ust i upiłam łyk cieczy. Skrzywiłam się na gorzki smak. Telefon koło mnie za wibrował. Uśmiechnęłam się do imienia  widniejące na ekranie. Przeciągnęłam palcem po wyświetlaczu i przyłożyłam komórkę do ucha.
-Halo?- odezwałam się. W słuchawce telefonu było słychać podniesione głosy , piski i śmiechy.
-Cześć, kochanie!- wykrzyknął Brad, skrzywiłam się lekko i oddaliłam urządzenie od ucha.
-No cześć ,cześć.- zaśmiałam się cicho. Bred wydał z siebie nieokreślony dźwięk.
-Bree?- odezwałam się.
-Zaczynam być zazdrosny…- usłyszałam głos mojego chłopaka. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Myślisz?- zachichotałam.
-Tak , tak myślę.
-Hmmm… Z tego co kiedyś słyszałam jestem tylko twoja.- zagryzłam wargę.
-To prawda. Tylko ja cię pieprzyłem…- powiedział na co wywróciłam oczami.
-Skąd wiesz ,że jestem teraz sama?- drażniłam się z nim.
-Ponieważ ostatniej nocy potrafiłaś tylko krzyczeć moje imię…- zawarczał.
-Jesteś nienormalny.- zachichotałam.
-Lott, muszę kończyć. Publiczność wzywa.- odezwał się.
-Kocha…- po drugiej stronie słuchawki rozległ się dźwięk przerywanego połączenia.
      Westchnęłam . Wstałam i poszłam  gdzie była reszta pudeł. Podniosłam jeden i ruszyłam w stronę schodów.
***
   Chłopak wpił się w jej usta z frustracją. Blondynka odwzajemniła czyn po czym zaczęła ściągać jego koszulkę. Oderwali się od siebie. On ściągnął spodnie wraz z bokserkami , a ona rozpięła swoją sukienkę pozostając tylko w wysokich czarnych szpilkach. Popchnął ją na kanapę i pochylił się nad nią pieszcząc ręką jej sutek. Z jej ust wydobywały się coraz to głośniejsze dźwięki. Ze stołu wziął prezerwatywę i niemal z czułością założył ją na swojego członka. Rozkraczył blondynkę dając jej jedną nogę na oparcie kanapy. Wszedł w nią gwałtownie wydobywając z siebie zwierzęce warknięcie. Ona cichutko jęczała , a on poruszał się w niej gwałtownie sprawiając ,że kanapa zaczęła się lekko przesuwać. W jego podbrzuszu  zaczęła formować się przyjemność . Jego ruchy zaczęły być niedbałe i coraz wolniejsze.  Stękał teraz wraz z dziewczyną, blondynka już dawno doszła i pozwoliła by kędzierzawy dokończył przyjemność. Kropelki potu lśniły się na jego ciele. Poruszył jeszcze trochę  biodrami ,a spięte mięśnie rozluźniły się. Opadł na dziewczynę zabierając jej dech . Zepchnęła go na dywan i powiedziała:
-Harry to musi się skończyć.
   Zaczęła się ubierać pospiesznie. Podeszła do  lustra i sprawdziła czy makijaż się nie rozmazał ,a fryzura czy nie jest zbyt rozczochrana.
Spojrzała na Harrego i z cichym westchnięciem pokręciła głową po czym wyszła zatrzaskując za sobą drzwi.
Harry leżał z ręką na brzuchu patrzał się tępo w sufit jak tylko on potrafił.
-Skończyć. Musi.- powiedział do ciszy.
***
-Dziękuję bardzo .Proszę, reszty nie trzeba.- Uśmiechnęłam się serdecznie dając kierowcy taksówki sto funtów.
      On jedynie z uśmiechem podziękował i życzył miłego wieczoru. Stałam jeszcze chwilę patrząc jak pojazd znika mi z oczu. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam w głąb  Regent’s Park. Z kieszeni wyjęłam komórkę i zadzwoniłam do Adama.
Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał…
-Cześć , tu Adam. Jak nie odebrałem najwidoczniej jestem zajęty. Po usłyszeniu sygnału, wiesz co robić! *pik*
-Ymm. Hej Adam. Pewnie już teraz śpisz, nie będę przeszkadzać. Zadzwoń kiedy się obudzisz, więc ten… słodkich snów. Cześć. – rozłączyłam się. Sięgnęłam do tylnej kieszeni , wyjmując słuchawki zahaczyłam o portfel ,który wyleciał na żwirową ścieżkę.
Przeklęłam  pod nosem i schyliłam się po niego. Poczułam mocne szturchnięcie  w ramie. Upadłam na tyłek krzywiąc się przy tym.
-O Jezu! Przepraszam.- Pochyliła się nade mną blondynka z niebieskimi oczami wyciągając rękę. Złapałam ją , a ona podciągnęła mnie z ziemi. Otrzepałam spodnie i schyliłam się tym razem po telefon i portfel.- Jeszcze raz przepraszam.- powiedziała blondynka patrząc na mnie .
-Nie ma sprawy Perrie.- uśmiechnęłam się do niej.
-Skąd ty… Nie wierze.- uśmiechnęła się szeroko przypatrując się mi uważnie.- Charlotte McFly! Kupę lat!- zapiszczała i rzuciła mi się na szuję. Poklepałam ją po plecach uśmiechając się pod nosem.
      Oddaliła się o krok nadal trzymając mnie w ramionach zacmokała:
-Cholera , nic się nie zmieniłaś.- zachichotała po czym znowu zamknęła mnie w niedźwiedzim uścisku.
-Taaa. Ciebie też miło widzieć.
-Co ty w ogóle tutaj robisz? – zapytała mnie.
- Sprawy służbowe ,że tak powiem.- wymusiłam uśmiech.- A ty?
-Co ja?- zrobiła głupią minę.
-Co tu robisz?
-Ym, ten .. U k-koleżanki byłam .- zająknęła się.
-Dobra… - nie będę wnikać.
-To ja muszę iść. Może spotkamy się jeszcze?- uśmiechnęła się do mnie zakłopotana.
-Jasne , jak będziesz miała czas to napisz.- po krótkim pożegnaniu , każda z nas ruszyła w swoją stronę.
      Czas przeciekał mi między palcami. W końcu przeszłam cały park i znalazłam się w miejscu gdzie Regent’s Canal łączy się z Tamizą. Jestem teraz gdzieś w okolicy  Paddington.
Słuchałam jak woda Tamizy obija się o betonowe brzegi i jachty. Brukowana ulica była oświetlona przez lampy. Spojrzałam na przeciwległe wieżowce. Na samej górze sześciopiętrowego wieżowca stał na balkonie z papierosem w ręku jakaś osoba. Sylwetka wydawała mi się znajoma. Wpatrywałam się w ową osobę przez dłuższy czas. Ona chyba też mnie zauważyła.
-Chcesz może wejść kochanie?! – krzyknął chłopak. Ledwo go usłyszałam.
-Chyba podziękuje!- odkrzyknęłam i ruszyłam dalej czując ciepło rozchodzące się po policzkach.

***
       Harry chichocze i patrzy jak postać dziewczyny znika w zasięgu jego wzroku. Oparł się o barierkę zaciągając się jeszcze mocniej papierosem.
Jego rozmyślenia przerywa dzwonek do drzwi. Przygasza papierosa i człapie do drzwi otwierając je z uśmiechem mając nadzieję ,że jest to dostawca od pizzy.      Jednak stoi przed nim Louis trzymając dwa opakowania z pizzą.
-Zauważyłem jak pizza podjeżdża to postanowiłem odciążyć chłopakowi  trochę roboty.- chłopak uśmiecha się do kędzierzawego . Harry robi gest by ten wszedł.- I weź tu wywietrzej albo zapal świeczki zapachowe. Śmierdzi seksem.- skrzywił się wpychając przyjacielowi ciepłe kartony a sam kieruje się do kuchni by wyciągnąć butelki browaru.
   Zielonooki wywrócił na ten komentarz oczami , nogą popchnął drzwi a one zamknęły się z trzaskiem. Podreptał za kumplem z zespołu kładąc jedzenie na blacie wysepki znajdującej się na środku kuchni.  Sam się o niego oparł patrząc jak Lou otwiera butelki piwa. Wiedział co zaraz miało nastąpić.
-Harry, musimy pogadać.

Kurwa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Więc wracam z jednodniowym opóźnieniem. Mam nadzieje ,że się nie gniewacie. ;) Chyba teraz będę tak pisać. Raz perspektywa Lott ,a potem Nobody. Czasami tylko Nobody lub też włączę innego z bohaterów.
Jestem troszkę zawiedziona małą ilością komentarzy ponieważ pod ostatnim rozdziałem było kilkadziesiąt wyświetleń ,a skomentowała tylko Carolina(Carly) .
I to właśnie tobie dedykuję rozdział! J Mam nadzieję ,ze ci się choć trochę podoba.
Pozdrawiam.
Ada.xox

 Jeśli przeczytałaś/eś proszę pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Daje on mi mnóstwo motywacji i szeroki uśmiech.♥