wtorek, 27 stycznia 2015

Chapter I

15 lipca* 2015 r.
„Czasem człowiek dokonuje w życiu wyboru,
 a czasem to wybór stwarza człowieka.”
Gayle Forman  Jeśli zostanę

        Cicho westchnęłam. Ślęczałam właśnie nad zadaniem z trygonometrii .
-Cholera.- przeklęłam sama do siebie i ponownie skreśliłam całe działanie .Prychnęłam i rzuciłam długopisem w ścianę.- Pierdole.
Schowałam twarz w dłoniach. Czemu  do cholery mi to nie wychodzi .

Trzeba było chodzić do szkoły zamiast bawić się w gwiazdę.

-Nie pierdol tak, bo ci się rodzina powiększy.- weszła do mojego pokoju Kim, rzuciła się na moje łóżko koło mnie wgryzając się w jabłko.-Jestem pewna ,że twojemu kochasiowi się to nie spodoba.- prychnęła rozbawiona swoim mało śmiesznym żartem, plując na mnie i zeszyty mieszanką jej śliny ,i jabłka. 
-Fuj.-mruknęłam wycierając policzek śliną. Odłożyłam książki na ziemię i położyłam się koło  niej .-          Nigdy tego nie zrozumiem, jestem na to zbyt tępa.- wzięłam jedną z poduszek i przykryłam nimi twarz chroniąc ją przed natarczywym spojrzeniem przyjaciółki.- Nie chcę iść do tej gównianej szkoły. Ugh… Co jej nagle zależy tak na tej szkole, co ja jej zrobiłam? – mruczałam do Kim . Nagle poduszka nie spoczywała na mojej twarzy a w ręce przyjaciółki. Patrzyła na mnie zmarszczonymi  brwiami.
-Gadasz głupoty. Ciotka chce dla ciebie jak najlepiej, a to ,że w młodym wieku zaczęłaś zajmować się karierą , a nie nauką nie świadczy o tym ,że  coś jej zrobiłaś .Przemawia przez nią troska. Wiem ,że jest to całkowicie popieprzone by w wieku 21 lat iść do liceum, ale jak mus to mus. Poza tym nie będziesz sama w takiej sytuacji. Jak nie dasz rady to Kim wbije do akcji. – wyszczerzyła się do mnie.
-To nie o to chodzi. Tylko nie będę sobą, rozumiesz? Nie będę sobą! Nie będę zwykła dziewczyną, tylko pieprzoną gwiazdką , która nie będzie mną. – przygryzłam wargę przeczesują swoje brązowe włosy.- Będę sławną osobą, która w młodym wieku zaczęła zajmować się show biznesem, arogancką pieprzoną sławą.  Nikt nie pozna mnie jaka jestem. Będę chodzić w obcisłych sukienkach, a nikt nie pozna naprawdę kim jestem. Mam tego po prostu dość, wiesz? Tego cholernego ukrywania. Przynosi mi to więcej nerwów.
    -A powiedz czemu nikt cię nie pozna, jaka jesteś naprawdę, hm? Jesteś już takim typem osoby. Boisz się ludzi. Boisz się, że cię zranią.- spojrzała na mnie wymownym wzrokiem.- Ciotka chce dla ciebie jak najlepiej. Gdyby nie ona nie miałabyś nawet minuty prywatności, a tak to paparazzi nawet nie wiedzą gdzie mieszkasz. – powiedziała .
-Wiem, ale cały czas muszę uważać, jak, co , gdzie robię. Po prostu nie mam siły. Tylko przy tobie, Jamie i Bradzie czuję się ,że jestem sobą. Na początku może i było to ekscytujące, w dzień gwiazda – w nocy normalna dziewczyna, ale teraz…. –  podnosząc się do pozycji siedzącej przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek. 2:34 ,świetnie po prostu świetnie. Jutro mam test który muszę zdać, jeśli nie to trafię do „szkoły” dla osobistości.- I pomyśleć ,że praktycznie całe życie broniłam się rękami i nogami przed szkołą. – jęknęłam opadając na poduszki.
-Chodź spać mała, bo jutro nie będziesz wstanie wstać z łóżka.- klepnęła mnie w ramię. Z zamkniętymi oczyma machnęłam w jej stronę ręką. Uderzyłam o coś twardego co na pewno nie było ,żadną częścią je ciała. Usłyszałam chichot przyjaciółki. Otworzyłam oko i na nią spojrzałam, siedziała i szczerzyła się do mnie.
-Co ty chcesz jeszcze ode mnie?- mruknęłam .
-Powiedz czy ty  Adamem ma ten tegest? - poruszyła brwiami.
-KIM! WYJDŹ!
***
*Harry’s POV*
          Głośne pikanie budzika wyrwało mnie ze snu. Jęknąłem i przewróciłem się na drugi bok, ręką wymacałem piszczący przedmiot. Kliknąłem na przycisk, niestety dźwięk nie ustał ,a stał się głośniejszy.
-Cholera.- mruknąłem i trzymany  prze ze mnie przedmiot wylądował na podłodze. Całe szczęście dźwięk przycichł, a ja mogłem dalej iść spać.
        Odetchnąłem głęboko ,zamykając oczy wypuściłem powietrze z powrotem.  Minęło może  pięć minut ,aż w moim mieszkaniu nie rozniósł się głos Paula, mojego menażera.
-Haroldzie jeśli w tej chwili nie ruszysz swoich czterech liter do sali konferencyjnej obiecuję ci ,że wyrzucę cię siłą przez okno .- gdy przestał mówić usłyszałem piknięcie i ponownie nastała cisza.
-Jeśli będę miał szczęście, to fanki mnie pożrą i nie będę musiał tam iść.- odpowiedziałem do ciszy.
Westchnąłem i odkryłem się . Usiadłem, przetarłem twarz dłońmi i sięgnąłem do szafki gdzie leżał telefon. Sprawnie go odblokowałem , spojrzałem na godzinę. Z moich wymyślonych 5 minut stały się dokładnie 28 minut.  Cholerna 7: 58.  Wstałem ,a telefon rzuciłem na łóżko. Nogi skierowały mnie do łazienki . Zdjąłem tylko moje spodenki koszykarskie i znalazłem się w prysznicu.
       Zrobiwszy co trzeba , wyszedłem z łazienki ubierając  w chodzie bokserki i czarną koszule. Teraz gdzie są spodnie. Z podłogi zgarnąłem parę spodni i szybko je na siebie założyłem. Zabrałem komórkę i wyszedłem z sypialni. Znajdując się w krótkim holu mojego mieszkania,  skręciłem w prawo i poszedłem prosto. Znalazłem się w przestronnym salonie.  Nie zatrzymując się wyłączyłem telewizor i zabrałem kluczki od apartamentu. Potknąwszy  się o puszkę browaru omal nie przewróciłem się o stolik w przedpokoju. Kierując się do do wyjścia założyłem na stopy parę trampek i wyszedłem. Zamknąłem drzwi i starannie zakluczyłem, przekręcając kluczyk dwa razy.           Ruszyłem powolnym krokiem w stronę windy .Z głuchym dźwiękiem otwierają się przede mną drzwi transportu, wszedłem do niej i oparłem się o jedną ze ścian.
***
     To są jakieś żarty. Spojrzałem na wszystkich, pokręciłem głową nie dowierzając.
-Nie ma mowy.- stwierdziłem.
-W tej kwestii nie decydujesz ,Harry.- odezwał się Mike, jeden z naszej „kadry”.
-Jednak chyba tak, bo do jasnej cholery dotyczy mnie ta sprawa!- uderzyłem z otwartej dłoni w stół.        Wszyscy podskoczyli w miejscach.
-Posłuchaj mnie. Ty , jak i cały zespół macie nieco gorszą sławę niż kilka lat wcześniej. Pragniemy to dla waszego dobra. – zaczął menadżer. Prychnąłem na to w odpowiedzi. -Zawołajcie ją, może ona przekona go do zmiany decyzji…- westchnął Paul machając do jednego z ochroniarzy. Utkwiłem wzrok w ścianie. Ktoś kopnął mnie pod stołem. Rozejrzałem się po sali. Wpatrywał się we mnie Louis. Zmarszczyłem brwi w pytaniu. Wywrócił w swoim zwyczaju oczami.  Uszczypnął się w czubek nosa.
       Być może to głupie, ale zawsze jak któryś z nas chciał ze sobą pogadać, szczypał się w czubek nosa. Usłyszałem skrzypnięcie drzwi i głuchy odgłos kobiecych obcasów. Skinąłem tylko głową w stronę Louisa i przekręciłem głowę w stronę pewnej persony** która przybyła do nas.
       Jedyną rzeczą jaką zdołałem zrobić to gwałtownie wstać z krzesła i przytulić, kobietę która objęła mnie czule ramionami.
***
-Do cholery, mamo! Mam pieprzone dwadzieścia dwa lata! Nie będę chodził do jakiejś popieprzonej szkółki kształcącej! – przeczesałem włosy wpatrując się w moją matkę, która krzątała się po kuchni.
-Harry, zrozum. Chcę twojego dobra. Wszyscy chcą! Ta szkoła ci na pewno pomoże. –westchnęła i oparła się dłońmi o wysepkę wpatrując się we mnie zmartwionym wzrokiem.- Będzie ona trwała tylko sześć miesięcy. Kolejne sześć będziecie albo w trasie, albo na urlopie. Szkoła cieszy się dobrym powodzeniem. Skończyłeś szkołę bardzo wcześnie. Boże, nawet nie napisałeś matury! *kolejne westchnięcie*. Po prostu się martwię ,okej? Jesteś moim synem. Jedynym synem, którego kocham nad życie. Powinieneś wiedzieć ,że chcę dla ciebie jak najlepiej…- spuściła głowę .
        Wstałem i do niej podszedłem.
-Mamo..- jęknąłem.- Nie wykorzystuj mojej miłości do ciebie w związku z moją pracą. – Przytuliłem ją do siebie opierając brodę o jej głowę. Westchnąłem. –Jeśli cię to uszczęśliwi pójdę do tej szkoły czy jak to się zwie.
-Dokładniej PSC ***- posłała mi uśmiech. Wywróciłem oczami.- Obiecuję ci będzie to najlepsza decyzja jaka cię w życiu spotkała.

Nie jestem zbytnio do tego przekonany
____________________________________________________________________________________________________________
* 15 lipca ,Dzień świętego Swithina -tradycja mówi, że warunki pogodowe panujące tego dnia utrzymają się przez kolejnych czterdzieści.
**persona- osoba
*** PSC- Private School for Celebrities (nie mam zielonego pojęcia czy taka instytucja istnieje :D Wymyśliłam ją.
Rozdział= flaki z olejem.  Niestety kilka pierwszych rozdziałów właśnie takich będzie. Postaram się by rozdziały były regularnie dodawane. W dzisiejszym rozdziale trochę poznałyście ,życie Harrego i Lottie. Postanowiłam urealnić miłość jego do matki. Jednak nie chcę byście takiego łagodnego Harrego sobie wyobrażały. Ponieważ na pewno pokaże swoje pazurki J
Hmmm… Nie wiem co jeszcze dopisać. To chyba tyle. Przepraszam za jakiekolwiek błędy J
Pozdrawiam.

Ada.xox
Ps. Macie tu Hazzę za przemiłe komentarze! :)

4 komentarze:

  1. ale fajne nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) Lotti to taka Hanna Montana xd :) bardzo podoba mi się twoj pomysł

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie się zaczyna :) Na pewno będę czytać to opowiadanie :D Czekam na nexta z niecierpliwością :D Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ada masz lekkie pióro to ci trzeba przyznać i czego trochę ci zazdroszczę. Kolejny plus za pomysł na bloga, naprawdę ciekawie się zapowiada :-) Lecę czytać dalej!!

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest genialne! Cudownie mnie się czyta, masakra! Wciągnęłaś mnie! :) Czytam kolejne :*

    OdpowiedzUsuń